Przymierzałam się już od jakiegoś czasu do napisania recenzji "Małej paryskiej kuchni" Rachel Khoo i obiecałam sobie, że ją zrobię gdy natrafię na danie które mi podpasuje smakowo i w końcu się udało :).
Uwielbiam Rachel za to jak wygląda, za jej piękne czerwone usta, jej klimatyczną małą paryską kuchnię, ale niestety po kilku przepisach muszę stwierdzić z bólem, że jej brytyjska propozycja paryskiej kuchni nie zawsze mi odpowiada. Jestem raczej spójna i konsekwentna w swoich poglądach, dlatego nawet po kilku nieudanych próbach nie poddałam się w dalszych poszukiwaniach mojego lubionego dania z jej książki. Poza tym Rachel wydawała mi się bardzo podobna osobowościowo; ja też nie mam zbytecznych urządzeń w kuchni i nie gotuję wszystkiego w garnkach z najwyższej jakości stali, choć może i taki też by się znalazł w moich kuchennych przyborach. Uwielbiam tak jak Rachel ser i śmietanę i tak jak ona uważam, że dietetyczne ciasta można wyrzucić za okno. Z utęsknieniem czekałam na przesyłkę książki i od razu zabrałam się do jej studiowania. Wszystkie przepisy są niesamowicie zachęcające, a klimatyczne fotografie i ulubione składniki krzyczą "zrób mnie, zrób teraz". No i zrobiłam sztandarowy quiche lorrane, który Rachel zachwalała nie tylko w swojej książce ale i w programie tv. Narzekała, że wszystkie kupowane są obrzydliwe a ten jej quiche jest wyjątkowo pyszny... Zrobiłam i nie opublikowałam ponieważ mi nie smakował :(, nawet mój ulubiony i honorowy recenzent Teofil który pochłania wszystko co zrobię w wielkiej euforii tym razem powiedział: "no dobry, ale wiesz... jadłem już lepsze rzeczy w twoim wykonaniu..." i coś w tym jest. Prostota przepisów, zdjęcia i składniki zachęcają, ale chyba jednak nie da się wszystkiego zrobić w jednym garnku i w mega przyspieszonym tempie. Cenię sobie prostotę, ale jeśli bierzemy się za francuską kuchnię to należy to robić z większym sercem. Przepis na quiche od początku budził moje wątpliwości... ucierane masło z solą... grudek nie sposób się pozbyć bez podgrzania masła od ucierania... Ja rozpuszczam sól w 2 łyżkach wody, którą dodaje do ciasta, masło porządnie chłodzę i kroję w kostkę a potem rozcieram szybko z mąką palcami, jak ciasto na kruszonkę. Ciasto na quiche zapiekam wcześniej, aby było chrupiące, nigdy nie wylewam masy jajecznej na surowe ciasto posmarowane białkiem, chyba że moim zamiarem jest, żeby ciasto było ewidentnie miękkie. Cały czas jestem jednak pod wpływem czaru Rachel, bo książka jest pięknym albumem, udekorowanym apetycznymi fotografiami oddającymi klimat paryskiego życia autorki. Może być źródłem inspiracji jeśli chodzi o połączenia składników, tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń, ale polecam zaufać jednak swojej intuicji jeśli jakaś procedura (np w zastępstwie palnika poleca się karmelizować cukier w cream brule rozgrzaną do niebieskości łyżką) wydaje Wam się absurdalna to jej nie stosować. Najbardziej użyteczny okazał się rozdział "Fundamenty kuchni francuskiej" i opisane w nim sosy. Jeszcze ich nie wypróbowałam, ale dowiedziałam się o istnieniu sosu berneńskiego, który jest doskonałą alternatywą do baraniny i jagnięciny dla mojej wersji sosu holenderskiego, który to pięknie komponuje się ze szparagami i krewetkami. Dzisiaj będzie moja wersja Canarad a l'Orangina gdzie zamiast kaczki zrobiłam gęś, dodałam trochę mniej kminu i zamiast likieru cointrau w sosie użyłam pomarańczowego Aperolu, który ma delikatnie ziołową nutę. Do gęsi podałam pieczone ziemniaczki według własnego przepisu. Wyszło pysznie więc się nie poddaję i dalej będę próbować przepisy Rachel.
Gęś w musujących pomarańczach
(3-4 porcje)
- ok 500 g piersi z gęsi
- 100 ml gazowanej pomarańczowej oranżady (może być Fanta)
- 2 łyżki likieru pomarańczowego Aperol
- szczypta soli
- 1 łyżeczka czerwonego octu winnego
- 4 pomarańcze podzielone na cząstki i obrane z błonek
marynata do gęsi:
- sok i skórka z jednej sparzonej pomarańczy
- 1 łyżka oliwy
- 1/3 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego
- 1 łyżeczka soli
pieczone ziemniaczki curry z czosnkiem:
- 4 duże ziemniaki
- 1/2 łyżeczki czerwonej papryki
- szczypta chili
- 2 ząbki czosnku
- 2/3 łyżeczki curry
- sól
- 1 łyżka oleju
Mieszamy skórkę i sok z pomarańczy z oliwą, kminem i solą. Umieszczamy mięso w marynacie, nacieramy je i odstawiamy na jedną dobę. Zaglądamy co jakiś czas do marynaty, żeby przewrócić mięso na drugą stronę i polewać z każdej strony, aby nie wyschło. Rozgrzewamy piekarnik do 170 C. W tym czasie obieramy ziemniaki i kroimy je w talarki o grubości ok 0,5 cm. Dodajemy do ziemniaków przyprawy : curry, słodką paprykę, chili i sól a następnie mieszamy, tak aby zioła dokładnie obtoczyły talarki. Rozkładamy talarki luźno na blachę i posypujemy je czosnkiem pokrojonym w paski. Mięso wyjmujemy z marynaty i przekładamy do brytfanki w której będziemy je piec a następnie polewamy je 2-3 łyżkami marynaty. Brytfankę wstawiamy do nagrzanego piekarnika i nastawiamy go na ok 60 min. Po ok 15 min pieczenia dodajemy do piekarnika blachę z ziemniakami. Mniej więcej w połowie pieczenia polewamy mięso płynem z dna brytfanny. Polewamy też wtedy ziemniaczki łyżką oleju i łyżką płynu z dna brytfanny z mięsem. 15 minut przed końcem pieczenia wlewamy oranżadę i likier na dużą patelnię postawioną na silnym ogniu i gotujemy, aż płyn zredukuje się o połowę. Dodajemy sól i ocet, a następnie cząstki pomarańczy, zmniejszamy trochę ogień i gotujemy całość jeszcze 5 minut. Gęś podajemy gorącą, polaną sosem i obłożoną cząstkami pomarańczy. Do gęsi podajemy pieczone ziemniaczki z curry lub/oraz prostą sałatkę z rzeżuchy lub rukoli.
Pyszności
OdpowiedzUsuń