Dzisiaj będą znowu buraczki, a więc trochę o cukrze dzisiaj będzie. Odkąd zgłębiłam nieco tajniki azjatyckiej sztuki kulinarnej to w mojej kuchni wytrawnej na dobre zagościł cukier. Dodaje go do zup, sosów, karmelizuje w cukrze cebulę, dodaje do curry. Nie ma co się przerażać, że to kaloryczne bo ilości jakich używam nie są duże, np na garnek zupy może to być jedna łyżeczka. Gdyby tak policzyć ile cukru dodajemy codziennie do herbaty czy wypijamy w słodzonych napojach.... uuuu...to wyszłoby z tego znacznie więcej niż jedna łyżeczka. Myślę, że nie każdy się nad tym zastanawia sięgając po butelkę zimnej coli. Uwaga! w jednej , jedynej 0,5 l butelce coli jest aż 5 łyżeczek cukru!
Azjaci pomimo tego, że tez sięgają po colę to w kuchni używają zazwyczaj cukru palmowego, który ma bardzo mały indeks glikemiczny i zawiera wiele minerałów; wśród których dominują cynk, potas i żelazo oraz sporą ilość witamin z grupy B. Cukier palmowy ma cudowny lekko karmelowy smak i ogólnie nie jest zbyt słodki. Polecam kupowanie cukru palmowego w kawałkach , mamy wtedy gwarancje, że nikt nam nie namieszał tam dodatków bo zdarza się dosyć często, że jest doprawiany innymi cukrami, aby wzmocnić jego słodkość.
Oprócz cukru palmowego ciekawym rozwiązaniem jest cukier brzozowy, którego ojczyzną są kraje skandynawskie, a największym producentem Finlandia. Cukier brzozowy czyli ksylitol ma również niski indeks glikemiczny, wspomaga wchłanianie wapnia do organizmu i dlatego polecany jest osobom chorym na osteoporozę. Ma działanie antybakteryjne i co zabawne zapobiega próchnicy, przywracając właściwe PH w ustach. Kto by pomyślał, że coś słodkiego może chronić przed próchnicą ;-). Niestety nie należy z nim przesadzać (bezpieczna dawka to 3 łyżeczki dziennie) bo w większych ilościach może mieć niepożądane działanie przeczyszczające ;-) i niewskazane jest podawanie go dzieciom.
Mój ulubiony cukier trzcinowy, który używany jest już od starożytności łączy w sobie dwie zalety: jest smaczny i w miarę zdrowy. Sekretem jego wyjątkowego smaku jest melasa, która nadaje mu lekko miodowy smak. Może go spotkać w postać płynnej (surowy sok z trzciny) oraz skrystalizowanej. Jego właściwości kojące, bakteriobójcze, wykrztuśne i przeciwbólowe, a także to że ma mniej kalorii od naszego buraczanego cukru a smakuje znacznie lepiej powodują, że dość chętnie po niego sięgam i stosuje zarówno do dań słodkich jak i słonych. Stanowi on podstawę słodkiego pożywienia na wielu wyspach Oceanii i południowo wschodniej Azji, ale doskonale pasuje też do kuchni meksykańskiej.
I pomyśleć, że rafinowany biały cukier buraczany do niedawna był stałym gościem w każdej cukierniczce w Polsce, a nasze babcie nawet nie pomyślałby o alternatywnych rozwiązaniach. Zapraszam na zupę ;-)
Zupa botwinkowa
- 2 litry wody
- 2 pęczki botwinki
- 2 nóżki kurze (opcjonalnie, można zwiększyć porcję warzyw i zrobić bulion warzywny)
- 2 marchewki
- 1 pietruszka
- 1 cebula
- 2 listki laurowe
- 6 ziaren ziela angielskiego
- 1 mały kawałek selera
- ok 4 ziemniaków
- kilka gałązek kopru
- śmietana 18% (ilość według upodobań , do smaku)
- 4 łyżki soku z cytryny
- 1 łyżka cukru trzcinowego
- 3 łyżki oleju
- 2 ząbki czosnku
Do zimnej wody dodaj mięso, marchew pokrojoną w plasterki, pietruszkę przekrojoną wzdłuż, cebulę na pół, kawałek selera oraz ziele angielskie i listek laurowy. Doprawiamy 2 łyżeczkami soli i gotujemy ok 30 min.
Ziemniaki kroimy w małą kostkę. Na patelni rozgrzewamy olej i dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę, smażymy 15 sek i dodajemy ziemniaki. Ziemniaki smażymy do zrumienienia.
Buraczki kroimy plasterki, a łodygi i liście oddzielnie siekamy.
Wyjmujemy z bulionu selera, pietruszkę i cebulę. Dodajemy do bulionu w tym samym czasie buraczki i podsmażone ziemniaki oraz doprawiamy cytryną i cukrem. Gotujemy całość ok 20 min, do miękkości ziemniaków i buraczków.
Dodajemy posiekane łodyżki botwinki do zupy, doprawiamy ją śmietaną i gotujemy na średnim ogniu ok 10 min, od zawrzenia zupy.
Następnie dodajemy posiekane listki botwinki i gotujemy jeszcze 7 min. Na końcu dodajemy posiekany koper.